do Nr 4, Strefa Wydarzeń

Autor: prof. Witold M. Orłowski

Od trzech lat mamy do czynienia z niemal takim samym scenariuszem. Obserwujący polską gospodarkę ekonomiści straszą, że zbierają się nad nią ciemne chmury – więc przepowiadają spowolnienie tempa rozwoju, wzrost inflacji i kłopoty budżetu. I co roku, patrząc na napływające dane, stopniowo muszą podwyższać swoje prognozy wzrostu PKB. Rządzący chyba się już do tego przyzwyczaili, więc zakładają, że tak musi być i obecnie. Wzrost PKB 5%, inflacja poniżej 2%, budżet z deficytem mniejszym, niż pozwala ustawa budżetowa. Wychodzi na to, że to się nam po prostu należy!

Niestety, niekoniecznie. Oczywiście to bardzo miło być zaskakiwanym wyższym od oczekiwań wzrostem i stabilnością fnansową. Ale takie zaskoczenia też mają swoje granice. Ekonomia nie jest nauką ścisłą, a modele służące do analizy i prognozowania przebiegu procesów gospodarczych są dalekie od doskonałości (podobno prognozy ekonomiczne przegrywają nawet z prognozami pogody). Ale podstawowe zasady arytmetyki jednak obowiązują. Z butelki nie da się nalać do kieliszków więcej wina, niż się w niej znajduje. I nie da się z niej w nieskończoność nalewać, bo płynu kiedyś musi zabraknąć. Pytanie tylko: kiedy?

Sądzę, że w obecnym roku zobaczymy już, że cenny płyn nie leje się nieskończonym strumieniem. Powodów jest kilka. Po pierwsze, wszystko wskazuje na to, że stopniowo spowalnia gospodarka Niemiec, naszego głównego partnera gospodarczego. Nie ma cudów – przy obecnej sile naszych związków z zachodnim sąsiadem spowolnienie u niego musi się przełożyć na spowolnienie i u nas. Po drugie, obawiam się, że kiedyś muszą dać o sobie znać skutki bardzo niskiej aktywności inwestycyjnej przedsiębiorstw (najniższej, w relacji do PKB, od 25 lat!). To właśnie powody, dla których wina w butelce zacznie zapewne w dość przykry sposób ubywać, co zobaczymy też w budżecie.

Ale nie sama ilość wina się liczy, także jakość. Z nadmiernie wstrząśniętej butelki nie dostaniemy idealnego trunku. A wstrząśnięciem dla gospodarki może być wzrost nierównowagi – przede wszystkim inflacji, którą może pobudzić (wbrew heroicznym wysiłkom rządu) droższa energia, a podtrzymać bliskie zeru bezrobocie (prowadzące prostą drogą do spirali inflacyjnej).

No cóż, pewnie więc czeka nas rok wyraźnie słabszy od poprzedniego, a ilość i jakość naszego wina spadnie. Zobaczymy, jak będzie w latach kolejnych – zwłaszcza po jesiennych wyborach… pardon, zbiorach w naszej winnicy.